Recenzja filmu

Całe to piękno i krew (2022)
Laura Poitras
Nan Goldin
David Velasco

Buntowniczka z wyboru

"All the Beauty and the Bloodshed" zamienia się w przejmującą kronikę kulturowego i społecznego ostracyzmu, któremu w równym stopniu poddawane były kobiety, kontrowersyjni twórcy, osoby
Buntowniczka z wyboru
Trudno wyobrazić sobie bohaterkę, która bardziej zasługiwałaby na dokument biograficzny niż Nan Goldin. Wybitna amerykańska fotografka i zapalona aktywistka swoją charyzmą i wrażliwością mogłaby obdzielić dziesiątki istnień, a jej pasjonujące wspomnienia układają się w gorzką opowieść o praktykach wykluczania i stygmatyzacji różnych mniejszości w USA. W "All the Beauty and the Bloodshed" Laura Poitras postanowiła podążyć tropem niepokornej artystki i prześledzić jej walkę o ukaranie wpływowej rodziny Sacklerów. Familia filantropów i mecenasów sztuki zbiła fortunę na sprzedaży łatwo uzależniającego leku OxyContin, który przedawkowały tysiące Amerykanów. W akcie niezgody Goldin założyła grupę P.A.I.N., której sugestywne happeningi mają skłaniać właścicieli największych muzeów do odrzucania finansowego wsparcia Sacklerów. I właśnie od relacji z prowokacyjnego performansu w nowojorskim MET zaczyna się dokument Poitras. Nagrodzona Oskarem reżyserka nie zatrzymuje się jednak na współczesności, powoli odsłaniając prywatną historię Goldin.

"All the Beauty and the Bloodshed" może z początku przytłoczyć ilością faktów, dat i nazwisk, które widzowi niezaznajomionemu z historią sztuki i amerykańską kulturą queer powiedzą niewiele. Finalnie znakomita selekcja materiału i potoczysta, wielowątkowa narracja nie pozwalają jednak oderwać się od ekranu. Poitras dzieli swój film na sześć rozdziałów, w których słodko-gorzkie powroty Goldin do przeszłości sąsiadują z fragmentami dokumentującymi "na gorąco" działania grupy P.A.I.N. Bohaterka stoi w centrum równolegle rozwijających się opowieści, ale w pierwszej jawi się jako pokaleczona przez życie, lekko wycofana outsiderka, a w drugiej jako urodzona liderka i prawdziwa buntowniczka. Dzięki swobodnym przeskokom na osi czasu otrzymujemy wielowymiarowe, przenikliwe studium jednostki, której nie da zamknąć w żadnych szufladkach. Goldin okazuje się w nim jednocześnie prekursorką fotografowania nowojorskich subkultur i środowisk LGBT, pożądaną przez najlepsze galerie autorką, bojowniczką o zmianę systemu i kimś zmagającym się z licznymi traumami. Najbardziej uderzające są jej wspomnienia rodzinne, zwłaszcza te dotyczące samobójstwa starszej siostry. Odrzucenie homoseksualnej Barbary przez rodziców odcisnęło trwały ślad na psychice bohaterki, która nigdy nie pogodziła się z utratą ukochanej krewniaczki. Motyw wykluczania powraca z resztą w dokumencie kilkukrotnie, wybijając się na pierwszy plan w opowieści o epidemii AIDS czy sposobie traktowania ludzi uzależnionych. Sama Goldin zetknęła się z próbami marginalizacji już przy publikacji pierwszych, odważnych obyczajowo i odrębnych estetycznie fotografii, na których uwieczniała m.in. drag queens. "All the Beauty and the Bloodshed" zamienia się więc w przejmującą kronikę kulturowego i społecznego ostracyzmu, któremu w równym stopniu poddawane były kobiety, kontrowersyjni twórcy, osoby nieheteronormatywne czy te walczące z nałogami.

Film zachowuje przy tym zdrowy balans między kreśleniem intymnego portretu Goldin, a eksponowaniem historyczno-politycznego tła wydarzeń, które naznaczyły jej życie. Wędrujemy po kolejnych dekadach, poznając coraz lepiej biografię kobiety i jej magnetyczne, bezpruderyjne zdjęcia, a zarazem odkrywamy tajemnice epoki: zupełnie zapomniane, artystyczne osobowości, rozsadzane queerową energią podziemie, ideologiczne i tożsamościowe konflikty oraz nieistniejące już zakamarki Nowego Jorku. Reżyserka ożywia przeszłość, łącząc osobiste, często wstrząsające monologi fotografki z jej niezwykle plastycznymi pracami, które sprawdzają się dużo lepiej niż archiwalne nagrania. Zawierają w sobie wszak pierwiastek „filmowości” i ogromny ładunek emocjonalny – nie stoi za nimi wyłącznie pragnienie rejestracji, ale przede wszystkim idea przywracania fotografowanym godności i odebranego im prawa do bycia tym, kim chcą. Bodaj najbardziej rozbudowanym i intrygującym wątkiem staje się zaś problem dyskryminacji homoseksualistów chorych na AIDS. W latach 80. i 90. nie otrzymywali oni praktycznie żadnej pomocy ze strony państwa amerykańskiego, pozbawieni szans na ubezpieczenie i opiekę medyczną. Poitras nie bawi się na szczęście we wskazywanie winnych i nie stawia pochopnych tez, lecz ujmuje temat z perspektywy bohaterki brutalnie doświadczonej śmiercią przyjaciół. Dzięki temu potrafi wzbudzić w nas szczerą empatię zarówno względem tych, którzy zbyt szybko odeszli jak i tych, którzy zostali – świadomi ogromnej niesprawiedliwości, całkowicie osamotnieni i bezsilni.

Podobne uczucie niesprawiedliwości towarzyszy członkom grupy P.A.I.N., powstałej z inicjatywy Nan, których bliscy przedawkowali OxyContin. Szkodliwy lek produkowany przez farmaceutyczny koncern Sacklerów przyczynił się do śmierci tysięcy osób, lecz pozytywny wizerunek i rozległe wpływy zamożnej rodziny pozwoliły jej na zachowanie bezkarności. Goldin ruszyła jednak na wojnę z nietykalnymi krezusami, wykorzystując swoją silną pozycję w świecie sztuki. Reżyserka przygląda się jak poważana i wielokrotnie nagradzana artystka prowokuje najbardziej prestiżowe muzea zachodniego świata do zerwania ekonomicznych więzów z Sacklerami. Choć demonstracje w Metropolitan Museum of Art czy na dziedzińcu Luwru najpierw wydają się daremną i desperacką formą sprzeciwu, ich nadspodziewanie szybkie efekty  przywracają wiarę w oddolny aktywizm. Konfrontacja zgromadzonej wokół Goldin wspólnoty z możnymi tego świata i obłudnymi instytucjami kultury może przypominać starcie Dawida z Goliatem, ale nie jest skazana na porażkę – przekonuje Poitras. Idealistyczną, acz nie naiwną wiarę reżyserki we wpływ charyzmatycznych jednostek na przekształcenie skostniałej rzeczywistości widzieliśmy już w głośnym "Citizenfour". Nawet jeśli historie Edwarda Snowdena i Nan Goldin różnią się na wielu poziomach, ich bohaterów charakteryzuje jednakowa śmiałość w stawianiu oporu systemowym nadużyciom. Co zaś najważniejsze, autorka nie idealizuje portretowanych indywidualności ani nie stawia im pomników. Dzięki niezaprzeczalnemu obiektywizmowi i iście reporterskiej rzetelności "All the Beauty and the Bloodshed" ma więc szansę osiągnąć niemniejszy sukces niż poprzednie dzieła Poitras
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones